Knajpy

 LA PLACINTE 



Restauracja mołdawska, sieciówka, służą i dowozem. Odkąd jestem w Bukareszcie jest i La Placinte.

http://laplacinte.ro/ 

Mam wrażenie, że na początku było lepiej. Mimo to, dzisiaj z NMŚ postanowiliśmy tam świętować  koniec wakacji. Poszliśmy oczywiście na Caramfil. I to na piechotę, w ramach sportu.

Menu zmieniło się po raz kolejny, SLOW service niestety nie....
Czeka się długo... 
Można podziwiać wtedy lampy, główny punkt dekoracyjny restauracji.
 
Przy pustym stoliku, przy brudnym stoliku, czekaliśmy grzecznie kontemplując wnętrze. Dzisiejsza pani kelnerka sprawiała wrażenie, że cierpiała na niemocną, ale jednak amnezję. Wszystko powtarzaliśmy kilkakrotnie, za każdym razem wydawało się, że słyszała zamówienie po raz pierwszy. No coż, i tak to lepszy customer service niż bułgarski...
Jedzenie tradycyjne, niezłe, choć kucharz zapomniał chyba o soli i pieprzu, mdłe to wszystko było.
Ale mimo wszystko La Placinte jest godne uwagi. Trochę polskie klimaty folk, są nawet kołduny i krokiety wigilijne z kapustą kiszoną.



Polecam ich chlebki z farszem, placinty właśnie. 

Całość dostaje czwórkę, choć mocno pomaga deco i sentyment, bo miłe spotkanie polskie tam było!







ZEN SUSHI



Mała sieć restauracji japońskich, o niebo lepsza od Sushi Ko, tak popularnego w Bukareszcie. Niedługo otwierają trzecią lokalizację. Wczoraj banda rozbawionych Polaków najechała restaurację na strada Alexandrescu. Przepłoszyliśmy klientów z sali, przepraszamy!
Wystrojowo szału nie ma. Lepiej wygląda na zdjęciach w sieci, niż realu.

Długo czekaliśmy na złożenie zamówienia, jeszcze dłużej na japońskie piwo Ashai. (Made in Czech Republic) ...

Tuzin gości może i przeraził obsługę, ale, gdy już zebrali się na odwagę i podeszli, nie zawiedli. Chcieliśmy rozbić rachunki, nie ma sprawy. Duży plus.
Kucharze, okazali się pracować szybciej niż barmani, bo sushi wjechało na stół dość szybko.
Powiem krótko: jest dobrze!
Sushi jest mięciutkie, smaczne i chce się więcej.



Idealnie nie jest, gdyż niektóre kawałki są po prostu za duże, aby móc zjeść je elegancko i ryż fruwa dookoła, plamiąc sukienki, rykoszetem zahaczając o sos sojowy.





Ale, sushi jest dobre! Czy jadłam lepsze? Tak! Ale nie w Bukareszcie.

Ogólnie 8/10.

P.S. Zen Sushi dowozi jedzenie w obrębie Bukaresztu. Szczegóły na: http://www.zensushibucuresti.ro/index-eng.php

P.S. 2 Kto zamówił łabędzia? Bo nie jest to Najlepszy Mąż Świata, choć na to wygląda :)






 CAPRICCIOSA

Zdjęcie pochodzi ze strony internetowej restauracji.

Tym razem po włosku, i na dodatek z dziećmi. I to szóstką!
Polecili nam przyjaciele, podobno najlepsza pizza w mieście. i dobrze, bo ile można jeść Il Calcio...
Restauracja Capricciosa, why not!
http://www.restaurantcapricciosa.ro/index.php
Najlepszy Mąż Świata na diecie, ja solidarnie pizzy też niet, ale Cygan dla towarzystwa dał się powiesić! Jedziemy!
W niedzielę ludzi dużo, trzeba było rezerwować!
Łatwo znaleźć, łatwo zaparkować. Same plusy!
Atmosfera miła, po domowemu.
Na wejściu stoi stół z przystawkami.
Są dobre. Polecam.
Restauracja prawie pełna, spotykamy znajomych, łączymy stoły, rachunki osobno dla każdej rodziny. Nie ma problemu! I to jest Customer Service!
Obsługa ekspresowa, widać, że chcą turn the tables. Ja się im nie dziwię, nie ma nic gorszego niż zajęty stół nad szklanką herbaty.

W karcie jest nawet zupa, a la rosołek dla Bułeczki. Szkoda, że Bułeczka nie zmieniła zdania i nie pozwoliła się nakarmić, choć raz. Jej samotna próba jedzenia skończyła się tragicznie, biegała potem z mokrą koszulką i kawałkiem wygotowanego kurczaka w jednej, a marchewką w drugiej ręce. Dobre i to!

Duży minus: brak krzesełek dla dzieci. Nie, że były zajęte. Po prostu nimo!
Przyszła pizza i nasze sałatki.
Pizza 10/10, wszyscy zjedli do ostatniego okruszka, jadki, niejadki, dzieci, dorośli.
Nasze sałatki... no cóż. Nie warto. Na pewno nie na sałatkę tam pół Bukaresztu zjechało! 4/10. I to jedynie dlatego, że mam dobry humor!
Chcieliśmy zamówić deser i kawę, nie dało się. Kilkakrotnie prosiliśmy kelnerkę by podeszła, ale latała między innymi stolikami z szaleństwem w oczach.
Knajpa była już naprawdę full, mieliśmy nosa rezerwując na 12.30.
Ach, te francuskie zwyczaje jedzeniowe!
Po niecałej godzinie byliśmy z powrotem na ulicy. Co jest akurat plusem restauracji, do której idzie się z dziećmi!
Ogólnie polecam, choć pizzy jadłam tylko kawałek.
Rachunek, bardzo przyjemny. 
Szybko, sprawnie i na temat.
Choć, bez kawy.....


 









LA RAMBLA

Zaznaczę od razu, że kochamy kuchnię hiszpańską za to, że jest świeża, nieprzekombinowana, smaczna i... dobrze nam się kojarzy!
W końcu, historia naszej rodziny zaczęła się w hiszpańskiej knajpie....
Dziś byliśmy w bukaresztańskim kawałku Barcelony: La Rambla. http://larambla.ro/

Pozytywy na dobry początek: lokalizacja przy Piata Victoriei i bezproblemowe parkowanie (weekend).

Wejście ukryte, nazwa za lampą, ale znaleźliśmy! ;)

Sobota, godzina 13. Ludzi mało, ale są. Kelner, uprzejmy, nie nachalny, kolory hiszpańskie, choć Gaudi wystroju nie robił...
Ciekawe, choć plastikowe elementy wystroju, jest inaczej niż wszędzie, czujemy się zainteresowani. Karta nie przeładowana, daje nadzieję, że produkty są świeże.






A na stole rumuński bajer: pilot na kelnera, który został przetestowany. Działa.

Czekając na przystawki dostaliśmy pan con tomate.


Wprawdzie miseczki, jakby sprzed hiszpańskiej wojny domowej, ale SMAK był, i to się liczy.

Wrócił pan kelner i przyniósł:


oraz:


Proste, smaczne i na temat! Oby tak dalej!

Po przystawce przyszedł czas na mały obchód po rumuńskiej Rambli.
Jest ładnie, bez szału.

Na drugie dostaliśmy gambas con ajillo:


po których zostało tylko wspomnienie:


I, świetne medium rare, choć warzywa, jak często w Rumunii, SOLONE na maksa


Typowo hiszpańskie były krewetki i przystawka z jajkiem, reszta raczej inetrnational, ale WSZYSTKO było smaczne.






Na koniec na stół wjechał pyszny mousse au chocolat, którym podzieliłam się z NMŚ, mimo, że jest na diecie.... (as always, powiedziałby ktoś nieżyczliwy...)
Tak się rzucił, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia całości. Pałki były nienadgryzione, gdy wjechały na stół.
Kawa dobra, choć, nie cortado za 1 Euro...









Prawdziwą Hiszpanię znalazłam idąc przypudrować nosek:



Klimatyczno, zakręcona. Taka, jakiej brakuje trochę w sali do jedzenia...


Rachunek też przyszedł w miłej formie, i na dodatek, był znośny (poniżej 200 Lei).

Ocena ogólna:
8.5/10
Podobało się: jedzenie, obsługa, lokalizacja, cena, parking, pomysł, wino
Zabrakło:  trochę jednak Hiszpanii na sali (czepiam się, ale plastik i karnisze chyba jednak Romanian style) oraz crema catalana na deser.

Na pewno godna polecenia i na pewno wrócimy!



P.S Powrót do Rambli okazał się tragedią. Zniknął SMAK, obsługa w stylu praski kelner. Nie wiem,czy zmienili kucharza, czy właściciela, ale jest źle! I tylko kafle a la Gaudi przypominają o dawnej świetności!









4 komentarze:

  1. No kochana to się nazywa recenzja!!!Profeska!Mniam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kiedy wpadniesz? W Locie szalone środy, bilet z W-wy do Bukaresztu poniżej 500zł da się kupić....
      La Rambla czeka ;)

      Usuń
  2. No czekam na więcej, tak żeby było co jeść przez tydzień ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. 45 years old Librarian Doretta Franzonetti, hailing from Leduc enjoys watching movies like Iron Eagle IV and Sports. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Ferrari 250 GT SWB California Spyder. blog tutaj

    OdpowiedzUsuń